czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 3

Cześć :) Na początek przepraszam za taką przerwę, ale jak zwykle plan pozostania systematycznym poszedł i nie wrócił... No cóż, wymówek robić nie będę i bez dalszego przeciągania zapraszam do czytania.        

***


         W zasadzie przechadzka po górach poszła nam szybko. Byliśmy na Śnieżce, widoki zapierały dech w piersi. Mogliśmy odpocząć po marszu, bo Asia narzuciła mordercze tempo, chyba odgrywała się na nas za ranek. No bywa. Pogoda była aż podejrzanie piękna, jak na listopad. Słońce świeciło, zero chmur, dlatego też zjedliśmy bigos na zewnątrz budynku. Pełny relaks. Po postoju spokojnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo oporów Asi, dotarliśmy do Wang. Szczerze mówiąc nic szczególnego. Trochę podrobionego orientu, poza tym wrażenie psuli nasi polscy turyści.
         Było koło czwartej, gdy doszliśmy do samochodu. Wróciliśmy w samą porę, bo o piątej już się ściemnia i nie uśmiechało mi się błądzenie po szlaku.
         -Poprowadzisz Leon?
         -Jasne.
         Wziąłem kluczyki i ruszyliśmy.
         -Co to w ogóle jest? – jęknęła Asia.
         -Co takiego? – zdziwiłem się.
         -Ach, to nie do ciebie było – odparła i przysunęła się do przodu z aparatem, pokazując coś Arturowi.
         -O co ci chodzi? – zdziwił się – sztuka.
         -Sztuka? Przecież to jest niewyraźne na wszystkie możliwe sposoby!
         -A bo ty się tak bardzo znasz na fotografii! – zironizował przejmując aparat – A to?
         -To- Hm. To była próba.
         -Pod światło…
         -O jeb się! Lepiej walić samojebki? Albo, pstrykać tyłek Leona?
         Roześmiał się.
         -Ej! Pstrykałeś mój tyłek? – oburzyłem się.
         -Oczywiście! – zero poczucia winy.
         Tym razem Asia się zaśmiała. Arturowi zawibrował telefon w kieszeni, odepchnął Asię do tyłu i odebrał.
         -Halo?
         -Powinieneś się cieszyć, że tak mu się podobasz – Asia zwróciła się do mnie ściszonym głosem.
         -Cieszę się – uśmiechnąłem się – Ale to nie znaczy, że może mi robić zdjęcia kiedy tylko chce.
         -O? A kiedy jeszcze chce? – nie widziałem ale mogłem usłyszeć jej chytry uśmieszek.
         -Aśka! – syknąłem. Zawsze mnie rozbrajała tym swoim podpuszczaniem.
         -Jestem w Karpaczu, nie mogę- - powiedział Artur do słuchawki – Co? Jak to? Ale-
         Przyjrzeliśmy mu się zaciekawieni. Nieczęsto brakowało mu słów.
         -Nie wiem czy może. Ok. Ok. – zakończył cicho – Przykro mi. Uściskaj mamę.
         W tym momencie zdrętwiałem, a Artur się rozłączył.
         -Leon…
         -Mhm? – czekałem.
         -Przepraszam, musimy wracać już dzisiaj.
         -Dzisiaj? – zerknąłem na niego przelotnie – Dlaczego?
         -Mój dziadek zmarł.
         -O rany! Artur, przykro mi - Asia położyła rękę na jego ramieniu. Kiwnął głową. A ja nie wiedziałem co powiedzieć. Słyszę o jego dziadku dopiero kiedy umarł.
         -Leo?
         -Ok.
         -Co ok.?
         -Powiedziałeś „Nie wiem czy może” – zauważyłem – Kto taki i co może?
         -…Milena – zaczął ostrożnie – Rodzice chcieli żebym z nią przyjechał.
         Milena.
         Milena to jego była „dziewczyna”, ta która mnie udawała.
         TA Milena.
         -A skąd ten pomysł? – syknąłem.
         -Leon, może nie teraz… - zerknął na Asię, która siedziała cicho z tyłu i przyglądała nam się uważnie.
         -Jednak teraz – powiedziałem stanowczo i czułem jak w głębi narastała we mnie wściekłość.
         -Powiedziałem im… Moim rodzicom znaczy, że się z powrotem zeszliśmy – z każdym słowem mówił ciszej.
          Zeszli się?
          -Miałem dość ich ciągłego wypytywania…
          Zeszli. Uspokój się Leon, to przecież oczywiste, że tak powiedział. Powinieneś się już przyzwyczaić.
         -Zwolnij – powiedział. Nawet nie zauważyłem jak dodałem gazu. Nie zwolniłem, zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy.
         -Powiedz im w końcu prawdę.
         -Mówiliśmy już o tym! Myślałem, że zrozumiałeś.
         -Gówno zrozumiałem. Powiedz im!
         -Właśnie widzę, że gówno. Nie będę się powtarzać, a ty przestań mi mówić co mam robić!
         Zmroziło mnie. Ja mu mówię co ma robić? To chyba normalne, że chciałbym poznać jego rodzinę po jebanych pięciu latach! Dodałem gazu, na szczęście byliśmy już blisko naszego parkingu.
         -Zwolnij do cholery! – krzyknął.
         -Nie mów mi co mam robić – wywarczałem z sarkazmem. Skręciłem tak, że nami zarzuciło, ominąłem samochody i wyhamowałem rozpryskując dookoła żwir.
         Wysiadłem prawie urywając drzwi i poleciałem do pokoju.
         -Leon! – usłyszałem za sobą – Kurwa.
         Nie odwracałem się. Miałem ochotę coś rozwalić, ale nie byłem u siebie, nie wypadało. Ach, ta moja grzeczność. Więc oficjalnie się zeszli? A teraz jego szanowna rodzina chce ich widzieć razem na pogrzebie? Wiem, że to cholernie egoistyczne z mojej strony, w końcu jego dziadek... A chuj mnie strzeli zaraz!
         Zamknąłem się w łazience. To było jedyne miejsce gdzie mogłem chwilę pobyć sam. Usłyszałem szczęknięcie klamki, a po chwili pukanie do drzwi.
         -Leo, otwórz.
         Nie odpowiedziałem, usiadłem na klapie od sedesu i zakryłem twarz dłońmi.
         -Leo…
         -Nie mów do mnie Leo! – krzyknąłem zrywając się i waląc pięścią w drzwi. Nie chciałem żeby tak do mnie mówił. Tylko Asia i Tomek mogą, nie wiem dlaczego ale tylko w ich ustach brzmi to naturalnie.
         Chyba zrozumiał przesłanie, bo zostawił mnie w spokoju. Chciało mi się ryczeć, ale się powstrzymałem. Uspokajałem się. Wyszedłem z łazienki po jakichś dwudziestu minutach. Artur siedział na pościelonym łóżku. Spakował nas.
         -Przykro mi z powodu twojego dziadka - powiedziałem cicho, stając w pewnej odległości i przyglądając się jego twarzy. Kiwnął głową. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, aż w końcu się odezwał.
         -Kochanie – przyciągnął mnie za rękę – Przepraszam.
         Nie odpowiedziałem. Zamknął oczy.
         -Powiem im.
         Uniosłem brwi. Przesłyszałem się?
         -Masz rację, powinienem zrobić to już dawno… Nie miałem odwagi. Ale będziesz ze mną?
         -W jakim sensie? – odchrząknąłem, bo zaschło mi w gardle.
         -Czy nadal ze mną będziesz? Bo ja… Denerwuję się, wiesz?
         -Będę.
         -Dasz mi na to tydzień? Niech ochłoną po pogrzebie, nie chcę tak z dnia na dzień.
         Pokiwałem głową.
         -Nie pojedziesz z Mileną?
         -Nie.
         Poczułem się trochę nierealnie.
         -Kocham cię - przytulił mnie.

***

         Następnego dnia pojechał do rodzinnego miasta. Nie wiedziałem jak wytłumaczy nieobecność Mileny, ale to nie robiło mi już różnicy. Ważne było to, że w końcu się przełamie. Miałem jeszcze wolne, więc postanowiłem spotkać się z Tomkiem. Umówiliśmy się w knajpie w centrum miasta.
         Ubrałem się w szary sweter, pierwsze lepsze dżinsy i podszedłem do lustra. Nie wiedziałem co zrobić z włosami. Sterczały na wszystkie strony. Będę musiał je przyciąć, za długie są. W końcu nie zrobiłem z nimi nic, założyłem tylko czapkę.
         Nic nie mogło popsuć mojego dobrego humoru, nawet tłok w autobusie. Szczerzyłem się do każdego, którego wzrok napotkałem, pewnie pomyśleli sobie, że wyszedłem z wariatkowa.
         Do knajpy dotarłem przed czasem. Zająłem stolik pod ścianą, zamówiłem kawę i czekałem na Tomka. Zamówienie przyszło dość szybko, z czego byłem zadowolony. Na dworze był chłód, pomimo świecącego słońca.
         -Dzisiaj naprawdę przypominasz lwa! – Tomek zjawił się nagle przede mną, aż podskoczyłem.
         -Och dziękuję, zawsze marzyłem o takim komplemencie – prychnąłem.
         Uścisnęliśmy się na powianie. Zamówiliśmy naszą ulubioną pizzę i kolejną kawę.
         -Chyba masz dobry humor? – spytał.
         W odpowiedzi tylko szerzej się uśmiechnąłem. Uniósł brew.
         -Co takiego się stało, że lwiątko szczerzy kły?
         -Przestań! – parsknąłem śmiechem – Obiecał, że powie.
         -Hm?
         -Artur. Powie o nas rodzinie.
         -Ach tak – uniósł brwi – Wybacz, ale coś mi się nie chce w to wierzyć.
         -Jak to?
         -OBIECAŁ ci? Leon, równie dobrze możesz czekać kolejnych parę lat.
         Nie zdziwiłem się, że jest sceptycznie nastawiony, nie miałem mu tego za złe. Chociaż trochę zabolało, jakby zakładał, że jestem strasznie miękki. Dobra, może jestem…
         -To nie wszystko. Ma na to tydzień
         Spojrzał na mnie uważnie.
         -Trzeba było tak od razu – rozłożył ręce – Czyli w końcu postawiłeś mu ultimatum.
         -Nie do końca. Sam to zaproponował.
         -Łał?
         -Generalnie kolejny raz zaczęliśmy się o to kłócić, ale tym razem świadkiem była Asia. I jakoś tak… Nie wiem, może to dlatego, że prawie rozwaliłem mu samochód – przesada – a może Asia coś mu nagadała.
         -Znając ją, to całkiem możliwe. Czyli czekamy na rezultaty – uśmiechnął się do mnie.
         -Czekamy – wyszczerzyłem zęby – A tak w ogóle, rozmawiałeś z Asią ostatnio?
         -Ostatnio to będzie jakoś… miesiąc temu.
         -Aha, a nie wspominała o czymś niezwykłym?
         -To Aśka, wokół niej dzieją się same dziwne rzeczy. Dlaczego?
         -Bo wiesz co, jakoś tak dziwnie napomknęła o ciąży – Tomek zrobił wielkie oczy – Ale zaraz powiedziała, że to tylko taki przykład. Gadaliśmy wtedy o niespodziankach losu, ale to przykład wzięty z życia, czy nie? Nurtuje mnie to strasznie.
         -Dobra, nie nakręcaj się tak. Może faktycznie palnęła bez zastanowienia a ty to rozpamiętujesz? Masz to w zwyczaju.
         -Rozpamiętywanie? – zdumiałem się sztucznie – Skąd taki pomysł?
         -Oj Leo. Nawet jeśli byłaby w ciąży… - parsknął śmiechem – Nie, nie potrafię sobie tego wyobrazić. Aśka i dzieci. Mówiąc już o rodzinie, to jak tam z twoją?
         -Ja tam wierzę w jej instynkt macierzyński.
         Tomek wpatrywał się we mnie, wyczekując odpowiedzi na postawione pytanie. Przewróciłem oczami.
         -Matka nadal nie może przeżyć tego, że nie będzie mieć synowej. Ojciec od czasu do czasu dzwoni, ale głównie po to, żeby ponarzekać. Dość typowy obrazek rodziny geja.
         -Nie, bo ojciec nie wyrzucił cię z domu i nawet się odzywa, chociaż zrzędzi.
         -Ta, może racja.
         Rozmowę przerwał nam kelner, przynosząc pizzę. Już bez gadania zabraliśmy się do jedzenia. Tomek nie rozumiał dlaczego nie potrafię połączyć jedzenia z rozmową, ale akceptował to i zwykle nie męczył mnie pytaniami. Dzisiaj jednak był wyjątek.
         -Mówiłem ci, że dostałem ofertę pracy za granicą?
         -Co?! – prawie się zakrztusiłem – Nie, nie mówiłeś! Jaką?
         Odłożyłem kawałek pizzy i wpatrywałem się w niego z ciekawością.
         -Miałbym tłumaczyć z francuskiego na angielski i odwrotnie. Generalnie, to prosiłem kuzynkę, żeby popatrzyła czy nie potrzebują tłumacza w firmie w której pracuje. Niedawno zadzwoniła i powiedziała, że tłumacza potrzebuje ktoś inny. Jakiś jej znajomy, mieszkający w Londynie, przyjąłby mnie od zaraz gdybym się zgodził.
         -Och – wydukałem – I co, zgodzisz się?
         -Tak. Napisałem już do niego i czekam na odpowiedź. Jakby co, zacząłem zbierać na bilet, rozglądam się też za mieszkaniami.
         -To mnie zaskoczyłeś. Czemu nie mówiłeś wcześniej?
         -Bo to było takie... gdybanie. Wiesz, postanowiłem spróbować czegoś innego i nie traktowałem tego jakoś serio.
         -Ale teraz traktujesz, skoro jesteś zdecydowany tam zamieszkać – pokręciłem głową w zdumieniu – To kiedy miałbyś jechać?
         -Właśnie nie wiem. Jak gościu mi odpowie, to się wypytam dokładnie. Ja nawet nie wiem czym on się zajmuje! Znaczy, była mowa o jakichś ciuchach, ale co dokładnie... – wzruszył ramionami.
         -Ha! To już wiem kogo będę odwiedzać, jak będę miał wolne.
         -To się najpierw naucz porządnie jeść.

         Kopnąłem go w łydkę. Potem popatrzyłem na nasze talerze – jego już pusty, a na moim ciągle leżał porzucony kawałek pizzy. Nie potrafię tak!

1 komentarz:

  1. SPAM

    Kara od urodzenia wiedziała, co musi zrobić. Wygrać Test. Na trening ma tylko dwadzieścia trzy lata. Musi być doskonała.

    Dziewczyna dokładnie wie jak osiągnąć swój cel, ale na drodze do sukcesu stoi "fałszywa" przyjaźń, cholernie przystojny kujon i największy wróg.

    Czy uda jej się zwyciężyć? Czy życie mafijnej księżniczki jest dla niej odpowiednie? Co się wydarzy, kiedy w jej życiu zagości miłość i przyjaźń? Będzie gotowa je zaakceptować?

    Zapraszam do mnie nie-doskonala-doskonalosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń