***
W
zasadzie przechadzka po górach poszła nam szybko. Byliśmy na Śnieżce, widoki
zapierały dech w piersi. Mogliśmy odpocząć po marszu, bo Asia narzuciła
mordercze tempo, chyba odgrywała się na nas za ranek. No bywa. Pogoda była aż
podejrzanie piękna, jak na listopad. Słońce świeciło, zero chmur, dlatego też
zjedliśmy bigos na zewnątrz budynku. Pełny relaks. Po postoju spokojnie
ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo oporów Asi, dotarliśmy do Wang. Szczerze
mówiąc nic szczególnego. Trochę podrobionego orientu, poza tym wrażenie psuli
nasi polscy turyści.
Było
koło czwartej, gdy doszliśmy do samochodu. Wróciliśmy w samą porę, bo o piątej
już się ściemnia i nie uśmiechało mi się błądzenie po szlaku.
-Poprowadzisz
Leon?
-Jasne.
Wziąłem
kluczyki i ruszyliśmy.
-Co
to w ogóle jest? – jęknęła Asia.
-Co
takiego? – zdziwiłem się.
-Ach,
to nie do ciebie było – odparła i przysunęła się do przodu z aparatem, pokazując
coś Arturowi.
-O
co ci chodzi? – zdziwił się – sztuka.
-Sztuka?
Przecież to jest niewyraźne na wszystkie możliwe sposoby!
-A
bo ty się tak bardzo znasz na fotografii! – zironizował przejmując aparat – A
to?
-To-
Hm. To była próba.
-Pod
światło…
-O
jeb się! Lepiej walić samojebki? Albo, pstrykać tyłek Leona?
Roześmiał
się.
-Ej!
Pstrykałeś mój tyłek? – oburzyłem się.
-Oczywiście!
– zero poczucia winy.
Tym
razem Asia się zaśmiała. Arturowi zawibrował telefon w kieszeni, odepchnął Asię
do tyłu i odebrał.
-Halo?
-Powinieneś
się cieszyć, że tak mu się podobasz – Asia zwróciła się do mnie ściszonym
głosem.
-Cieszę
się – uśmiechnąłem się – Ale to nie znaczy, że może mi robić zdjęcia kiedy
tylko chce.
-O?
A kiedy jeszcze chce? – nie widziałem ale mogłem usłyszeć jej chytry uśmieszek.
-Aśka!
– syknąłem. Zawsze mnie rozbrajała tym swoim podpuszczaniem.
-Jestem
w Karpaczu, nie mogę- - powiedział Artur do słuchawki – Co? Jak to? Ale-
Przyjrzeliśmy
mu się zaciekawieni. Nieczęsto brakowało mu słów.
-Nie
wiem czy może. Ok. Ok. – zakończył cicho – Przykro mi. Uściskaj mamę.
W
tym momencie zdrętwiałem, a Artur się rozłączył.
-Leon…
-Mhm?
– czekałem.
-Przepraszam,
musimy wracać już dzisiaj.
-Dzisiaj?
– zerknąłem na niego przelotnie – Dlaczego?
-Mój
dziadek zmarł.
-O
rany! Artur, przykro mi - Asia położyła rękę na jego ramieniu. Kiwnął głową. A
ja nie wiedziałem co powiedzieć. Słyszę o jego dziadku dopiero kiedy umarł.
-Leo?
-Ok.
-Co
ok.?
-Powiedziałeś
„Nie wiem czy może” – zauważyłem – Kto taki i co może?
-…Milena
– zaczął ostrożnie – Rodzice chcieli żebym z nią przyjechał.
Milena.
Milena
to jego była „dziewczyna”, ta która mnie udawała.
TA Milena.
-A
skąd ten pomysł? – syknąłem.
-Leon,
może nie teraz… - zerknął na Asię, która siedziała cicho z tyłu i przyglądała
nam się uważnie.
-Jednak
teraz – powiedziałem stanowczo i czułem jak w głębi narastała we mnie
wściekłość.
-Powiedziałem
im… Moim rodzicom znaczy, że się z powrotem zeszliśmy – z każdym słowem mówił
ciszej.
Zeszli
się?
-Miałem
dość ich ciągłego wypytywania…
Zeszli.
Uspokój się Leon, to przecież oczywiste, że tak powiedział. Powinieneś się już
przyzwyczaić.
-Zwolnij
– powiedział. Nawet nie zauważyłem jak dodałem gazu. Nie zwolniłem, zacisnąłem
mocniej ręce na kierownicy.
-Powiedz
im w końcu prawdę.
-Mówiliśmy
już o tym! Myślałem, że zrozumiałeś.
-Gówno
zrozumiałem. Powiedz im!
-Właśnie
widzę, że gówno. Nie będę się powtarzać, a ty przestań mi mówić co mam robić!
Zmroziło
mnie. Ja mu mówię co ma robić? To chyba normalne, że chciałbym poznać jego
rodzinę po jebanych pięciu latach! Dodałem gazu, na szczęście byliśmy już
blisko naszego parkingu.
-Zwolnij
do cholery! – krzyknął.
-Nie
mów mi co mam robić – wywarczałem z sarkazmem. Skręciłem tak, że nami
zarzuciło, ominąłem samochody i wyhamowałem rozpryskując dookoła żwir.
Wysiadłem
prawie urywając drzwi i poleciałem do pokoju.
-Leon!
– usłyszałem za sobą – Kurwa.
Nie
odwracałem się. Miałem ochotę coś rozwalić, ale nie byłem u siebie, nie
wypadało. Ach, ta moja grzeczność. Więc oficjalnie się zeszli? A teraz jego
szanowna rodzina chce ich widzieć razem na pogrzebie? Wiem, że to cholernie
egoistyczne z mojej strony, w końcu jego dziadek... A chuj mnie strzeli zaraz!
Zamknąłem
się w łazience. To było jedyne miejsce gdzie mogłem chwilę pobyć sam. Usłyszałem
szczęknięcie klamki, a po chwili pukanie do drzwi.
-Leo,
otwórz.
Nie
odpowiedziałem, usiadłem na klapie od sedesu i zakryłem twarz dłońmi.
-Leo…
-Nie
mów do mnie Leo! – krzyknąłem zrywając się i waląc pięścią w drzwi. Nie
chciałem żeby tak do mnie mówił. Tylko Asia i Tomek mogą, nie wiem dlaczego ale
tylko w ich ustach brzmi to naturalnie.
Chyba
zrozumiał przesłanie, bo zostawił mnie w spokoju. Chciało mi się ryczeć, ale
się powstrzymałem. Uspokajałem się. Wyszedłem z łazienki po jakichś dwudziestu
minutach. Artur siedział na pościelonym łóżku. Spakował nas.
-Przykro
mi z powodu twojego dziadka - powiedziałem cicho, stając w pewnej odległości i
przyglądając się jego twarzy. Kiwnął głową. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę,
aż w końcu się odezwał.
-Kochanie
– przyciągnął mnie za rękę – Przepraszam.
Nie
odpowiedziałem. Zamknął oczy.
-Powiem
im.
Uniosłem
brwi. Przesłyszałem się?
-Masz
rację, powinienem zrobić to już dawno… Nie miałem odwagi. Ale będziesz ze mną?
-W
jakim sensie? – odchrząknąłem, bo zaschło mi w gardle.
-Czy
nadal ze mną będziesz? Bo ja… Denerwuję się, wiesz?
-Będę.
-Dasz
mi na to tydzień? Niech ochłoną po pogrzebie, nie chcę tak z dnia na dzień.
Pokiwałem
głową.
-Nie
pojedziesz z Mileną?
-Nie.
Poczułem
się trochę nierealnie.
-Kocham
cię - przytulił mnie.
***
Następnego
dnia pojechał do rodzinnego miasta. Nie wiedziałem jak wytłumaczy nieobecność
Mileny, ale to nie robiło mi już różnicy. Ważne było to, że w końcu się
przełamie. Miałem jeszcze wolne, więc postanowiłem spotkać się z Tomkiem.
Umówiliśmy się w knajpie w centrum miasta.
Ubrałem
się w szary sweter, pierwsze lepsze dżinsy i podszedłem do lustra. Nie
wiedziałem co zrobić z włosami. Sterczały na wszystkie strony. Będę musiał je
przyciąć, za długie są. W końcu nie zrobiłem z nimi nic, założyłem tylko
czapkę.
Nic
nie mogło popsuć mojego dobrego humoru, nawet tłok w autobusie. Szczerzyłem się
do każdego, którego wzrok napotkałem, pewnie pomyśleli sobie, że wyszedłem z
wariatkowa.
Do
knajpy dotarłem przed czasem. Zająłem stolik pod ścianą, zamówiłem kawę i
czekałem na Tomka. Zamówienie przyszło dość szybko, z czego byłem zadowolony.
Na dworze był chłód, pomimo świecącego słońca.
-Dzisiaj
naprawdę przypominasz lwa! – Tomek zjawił się nagle przede mną, aż
podskoczyłem.
-Och
dziękuję, zawsze marzyłem o takim komplemencie – prychnąłem.
Uścisnęliśmy
się na powianie. Zamówiliśmy naszą ulubioną pizzę i kolejną kawę.
-Chyba
masz dobry humor? – spytał.
W
odpowiedzi tylko szerzej się uśmiechnąłem. Uniósł brew.
-Co
takiego się stało, że lwiątko szczerzy kły?
-Przestań!
– parsknąłem śmiechem – Obiecał, że powie.
-Hm?
-Artur.
Powie o nas rodzinie.
-Ach
tak – uniósł brwi – Wybacz, ale coś mi się nie chce w to wierzyć.
-Jak
to?
-OBIECAŁ
ci? Leon, równie dobrze możesz czekać kolejnych parę lat.
Nie
zdziwiłem się, że jest sceptycznie nastawiony, nie miałem mu tego za złe.
Chociaż trochę zabolało, jakby zakładał, że jestem strasznie miękki. Dobra,
może jestem…
-To
nie wszystko. Ma na to tydzień
Spojrzał
na mnie uważnie.
-Trzeba
było tak od razu – rozłożył ręce – Czyli w końcu postawiłeś mu ultimatum.
-Nie
do końca. Sam to zaproponował.
-Łał?
-Generalnie
kolejny raz zaczęliśmy się o to kłócić, ale tym razem świadkiem była Asia. I
jakoś tak… Nie wiem, może to dlatego, że prawie rozwaliłem mu samochód –
przesada – a może Asia coś mu nagadała.
-Znając
ją, to całkiem możliwe. Czyli czekamy na rezultaty – uśmiechnął się do mnie.
-Czekamy
– wyszczerzyłem zęby – A tak w ogóle, rozmawiałeś z Asią ostatnio?
-Ostatnio
to będzie jakoś… miesiąc temu.
-Aha,
a nie wspominała o czymś niezwykłym?
-To
Aśka, wokół niej dzieją się same dziwne rzeczy. Dlaczego?
-Bo
wiesz co, jakoś tak dziwnie napomknęła o ciąży – Tomek zrobił wielkie oczy –
Ale zaraz powiedziała, że to tylko taki przykład. Gadaliśmy wtedy o
niespodziankach losu, ale to przykład wzięty z życia, czy nie? Nurtuje mnie to
strasznie.
-Dobra,
nie nakręcaj się tak. Może faktycznie palnęła bez zastanowienia a ty to
rozpamiętujesz? Masz to w zwyczaju.
-Rozpamiętywanie?
– zdumiałem się sztucznie – Skąd taki pomysł?
-Oj
Leo. Nawet jeśli byłaby w ciąży… - parsknął śmiechem – Nie, nie potrafię sobie
tego wyobrazić. Aśka i dzieci. Mówiąc już o rodzinie, to jak tam z twoją?
-Ja
tam wierzę w jej instynkt macierzyński.
Tomek
wpatrywał się we mnie, wyczekując odpowiedzi na postawione pytanie.
Przewróciłem oczami.
-Matka
nadal nie może przeżyć tego, że nie będzie mieć synowej. Ojciec od czasu do
czasu dzwoni, ale głównie po to, żeby ponarzekać. Dość typowy obrazek rodziny
geja.
-Nie,
bo ojciec nie wyrzucił cię z domu i nawet się odzywa, chociaż zrzędzi.
-Ta,
może racja.
Rozmowę
przerwał nam kelner, przynosząc pizzę. Już bez gadania zabraliśmy się do
jedzenia. Tomek nie rozumiał dlaczego nie potrafię połączyć jedzenia z rozmową,
ale akceptował to i zwykle nie męczył mnie pytaniami. Dzisiaj jednak był
wyjątek.
-Mówiłem
ci, że dostałem ofertę pracy za granicą?
-Co?!
– prawie się zakrztusiłem – Nie, nie mówiłeś! Jaką?
Odłożyłem
kawałek pizzy i wpatrywałem się w niego z ciekawością.
-Miałbym
tłumaczyć z francuskiego na angielski i odwrotnie. Generalnie, to prosiłem
kuzynkę, żeby popatrzyła czy nie potrzebują tłumacza w firmie w której pracuje.
Niedawno zadzwoniła i powiedziała, że tłumacza potrzebuje ktoś inny. Jakiś jej
znajomy, mieszkający w Londynie, przyjąłby mnie od zaraz gdybym się zgodził.
-Och
– wydukałem – I co, zgodzisz się?
-Tak.
Napisałem już do niego i czekam na odpowiedź. Jakby co, zacząłem zbierać na
bilet, rozglądam się też za mieszkaniami.
-To
mnie zaskoczyłeś. Czemu nie mówiłeś wcześniej?
-Bo
to było takie... gdybanie. Wiesz, postanowiłem spróbować czegoś innego i nie
traktowałem tego jakoś serio.
-Ale
teraz traktujesz, skoro jesteś zdecydowany tam zamieszkać – pokręciłem głową w
zdumieniu – To kiedy miałbyś jechać?
-Właśnie
nie wiem. Jak gościu mi odpowie, to się wypytam dokładnie. Ja nawet nie wiem
czym on się zajmuje! Znaczy, była mowa o jakichś ciuchach, ale co dokładnie...
– wzruszył ramionami.
-Ha!
To już wiem kogo będę odwiedzać, jak będę miał wolne.
-To
się najpierw naucz porządnie jeść.
Kopnąłem
go w łydkę. Potem popatrzyłem na nasze talerze – jego już pusty, a na moim
ciągle leżał porzucony kawałek pizzy. Nie potrafię tak!
SPAM
OdpowiedzUsuńKara od urodzenia wiedziała, co musi zrobić. Wygrać Test. Na trening ma tylko dwadzieścia trzy lata. Musi być doskonała.
Dziewczyna dokładnie wie jak osiągnąć swój cel, ale na drodze do sukcesu stoi "fałszywa" przyjaźń, cholernie przystojny kujon i największy wróg.
Czy uda jej się zwyciężyć? Czy życie mafijnej księżniczki jest dla niej odpowiednie? Co się wydarzy, kiedy w jej życiu zagości miłość i przyjaźń? Będzie gotowa je zaakceptować?
Zapraszam do mnie nie-doskonala-doskonalosc.blogspot.com