sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 4

Mam nadzieję, że mieliście udaną przerwę świąteczną :) U mnie było intensywnie, ale w końcu mogę odetchnąć. A więc, miłego czytania.



***


     Artur wrócił jak byłem w pracy, więc zobaczyliśmy się dopiero następnego dnia rano, bo musiałem coś załatwić na mieście. Nie był specjalnie przybity, wyjaśnił mi, że nie mieli z dziadkiem bliskich relacji.
     Czas mijał nam całkiem normalnie. Wspólne śniadanie, praca, obiado-kolacja, seks. Brzmi trochę jak rutyna, ale kocham to. Kocham spędzać z nim czas, uprawiać seks, budzić się rano przy nim... Po prostu być blisko. Chyba nie potrzebuję wiele do szczęścia. A teraz dodatkowo jego obietnica. Nie wiedziałem jak zareaguje jego rodzina, ale byłem dobrej myśli.

     Westchnąłem ciężko i wróciłem myślami do draperii. Siedziałem przy laptopie i kończyłem projekt. W zasadzie byłem daleko od końca, ale szefowi powiedziałem, że zrobię to w tym tygodniu, także musiałem się spinać.
     Potarłem po raz kolejny oczy i starałem się skupić.
     -Skończ już – Artur oparł się o tył fotela na którym siedziałem.
     -Zrobię tylko opis i-
     -Nie ma mowy. Zmęczony jesteś – nagle chwycił ekran laptopa i zaczął go zamykać. Przytrzymałem jego rękę.
     -Ok., ok. Daj mi tylko zapisać – westchnąłem – Świętosław mnie zabije jak nie zdążę...
     Zapisałem i wyłączyłem komputer.
     -Zadowolony? – spytałem.
     Pokiwał głową.
     -Świętosław sobie poradzi, a ja nie – pochylił się i pocałował mnie w policzek.
     -Tak? Z czym sobie niby nie poradzisz? – uśmiechnąłem się.
     -Takie tam – zjechał ustami na szyję – psychologiczne sprawy. Wiesz, tłumione emocje szkodzą zdrowiu.
     -Pierwsze słyszę – westchnąłem, gdy poczułem rękę na podbrzuszu – Tłumisz w sobie emocje?
     Zaśmiał się cicho i przenieśliśmy się do sypialni.



     Miałem jakiś przyjemny sen, niestety został przerwany przez donośny budzik, obwieszczający siódmą rano. Starałem się sobie przypomnieć ten sen, ale na próżno. Pozostał tylko nieuchwytny nastrój. Budzik zadzwonił ponownie, zmuszony byłem otworzyć oczy i go wyłączyć. Tylko gdzie on jest? Moje spojrzenie padło na spodnie, leżące przy drzwiach. No tak, w kieszeni.
     Wyczołgałem się spod kołdry i wyłączyłem go. Spojrzałem w stronę łóżka, ale Artura nie było. Nie pamiętałem, czy mówił, że musi wyjść wcześniej.
     Przeciągnąłem się i poszedłem do łazienki prawie na oślep, powieki ciążyły mi niemiłosiernie. Odkręciłem wodę i gdy wchodziłem pod prysznic, coś, a raczej brak czegoś zwróciło moją uwagę. Z półeczki nad zlewem zniknęły kosmetyki Artura. O co chodzi? W moim umyśle coś się obudziło i nie chciało dać spokoju. Umyłem się szybko, odsuwając niepokojące myśli i jednocześnie pokpiwając z siebie i swojej zdolności wyolbrzymiania.
     Już umyty i ubrany wyszedłem z łazienki i spojrzałem w stronę telewizora. Brakowało jego płyt. Popatrzyłem na wieszak - wszystkie jego kurtki zniknęły, buty też. W głowie miałem pusto. Zmarszczyłem brwi i ruszyłem z powrotem do sypialni, od razu podchodząc do szafy. Otworzyłem ją ostrożnie, jakby ktoś miał stamtąd wyskoczyć. Zniknęły jego swetry, spodnie, koszulki, bielizna i torba podróżna. Jakby nigdy tu nie mieszkał.
     Patrzyłem w tą szafę, szukając wyjaśnień. Gdy ich nie znalazłem, poszedłem do kuchni i zaparzyłem kawę. Byłem zdezorientowany, nie bardzo wiedziałem co mam robić. Wybrałem numer Artura i czekałem. Nie odbierał.
     -Co jest grane? – szepnąłem do siebie. Chyba zwyczajnie nie chciałem dopuścić do siebie... rzeczywistości.
     Przesiedziałem tak chyba z godzinę, przy stygnącej kawie, której nie tknąłem. Ocknąłem się dopiero, kiedy zadzwonił do mnie reżyser spektaklu i opieprzył kulturalnie, że powinienem być na próbie, a mnie nie ma. Wybiegłem z domu zabierając tylko potrzebne projekty i chciałem otworzyć samochód, ale - ale ja nie miałem samochodu. Poleciałem na autobus. Do pracy dotarłem mocno spóźniony.
     Zajęty ogarnianiem ekipy i ustawianiem scenografii nie miałem czasu myśleć o niczym innym. Skupiłem się na tym, żeby nic nikomu nie spadło na głowę. O drugiej skończyliśmy próbę i zwinęliśmy manatki. Świętosław chciał mnie gdzieś wyciągnąć, ale nie miałem do tego głowy. Musiałem jeszcze kupić kilka rzeczy do przedstawienia, co zajęło mi większość popołudnia. Gdy czekałem na przystanku na autobus powrotny, było już ciemno. Zacząłem myśleć, że dzisiejszy poranek to tylko sen, a kiedy dotrę do mieszkania, Artur będzie w domu poprawiać kartkówki czy coś w tym stylu. Niestety to się nie sprawdziło, mieszkanie nadal było puste. Teraz w dodatku ciemne.
     Położyłem torbę i siatki na stole i usiadłem na tym samym krześle co rano. Myśli przeskakiwały od jednej do drugiej, bez logicznej kolejności. Starałem się przypomnieć sobie, czy nie mówił o jakimś wyjeździe szkolnym, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy ze mną wszystko w porządku, czy nie ubzdurałem sobie, że jakiś Artur ze mną mieszkał, czy…
     Co jeśli nie?
     Spanikowany wyciągnąłem telefon i wyszukałem jego numer. Był. Wcisnąłem klawisz połączenia. Czekałem, aż odezwała się sekretarka. Zadzwoniłem drugi raz, bez zmian. Wtedy zadzwoniłem do Tomka, on odebrał prawie od razu.
     -Cześć – usłyszałem go w słuchawce.
     -Jak długo się znamy? – zacząłem bez wstępu.
     Cisza.
     -Tomek? – ton mojego głosu znacznie się podniósł.
     -Chwila, liczę! Co to w ogóle za pytanie? Jakieś... Dziewięć lat? Dlaczego?
     -I ogólnie to... Jestem normalny?
     -No, właśnie się nad tym zastanawiam - Tomek prychnął mi do słuchawki.
     -Kurwa, Tomek! Poważnie pytam.
     -Ej, ej! Co jest grane? - chyba usłyszał nutkę paniki w moim głosie, bo zmienił podejście.
     -Powiedz mi szczerze - wydusiłem - Czy… czy mam schizofrenię?
     -Skąd ci się to wzięło?
     -Mam czy nie?!
     -Nie! Przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. Weź się uspokój i mów o co chodzi.
     Odetchnąłem głęboko, przymykając oczy. Jeśli nie jestem chory, to by znaczyło, że Artur tu mieszkał, a teraz…
     -Leon? – Tomek przerwał mój tok rozumowania.
     -Tak? Ach, dziękuję. Zadzwonię do ciebie później, ok.?
     -Nie, czeka-
     -Serio zadzwonię później, terminy mnie gonią.
     Rozłączyłem się. Dzwonił do mnie potem jeszcze kilka razy, ale nie odbierałem. Wysłałem tylko esemesa z przeprosinami i obietnicą wyjaśnień. Ale to później.



     Czekałem. Ile? Nie wiem, kiedy czekasz, czas się dłuży. Minuty zmieniają się w godziny, godziny w dni. Wiem, że skończyłem projekt. Chodziłem normalnie do pracy, bezowocnie dzwoniłem do Artura, zostawiłem mu chyba z milion wiadomości. Ale jakaś część życia mi uciekała, często nie zwracałem uwagi na to, dokąd idę, czy co właśnie robię. Cały czas nie mogłem zrozumieć, co się stało. Więc na co czekałem? Żeby ktoś mi wytłumaczył?
     Podświadomie wiedziałem, ale nie dopuszczałem do siebie tej informacji. To przecież niemożliwe.
     W poniedziałek zadzwonił Tomek. Zbyłem go czymś, następną debilną wymówką. Za to ja starałem się dodzwonić do Artura.
     We wtorek nie musiałem iść do pracy. Kolejny raz przejrzałem szafę, bez zmian.
     W środę była premiera przedstawienia. Ostatnie poprawki, wykończenia i spektakl. Siedziałem za kurtyną i słuchałem dialogów dochodzących ze sceny. Jeszcze nigdy nie czułem się taki… nieobecny. Kolejny telefon do niego.
     W czwartek zadzwoniła Asia. Była zaniepokojona, słyszałem. Pogadaliśmy chwilę, ja zakończyłem rozmowę. Bezmyślnie oglądałem telewizję, do późna, aż zasnąłem.
     W piątek nic szczególnego.
     W sobotę Tomek przyjechał i nie miał zamiaru wychodzić.
     -O co ci chodzi? – spytałem się go.
     -To ja powinienem zadać to pytanie - rozłożył ręce w bezradnym geście. Chyba był na mnie trochę zły, a może zaniepokojony. Nie potrafiłem stwierdzić.
     Machnąłem ręką i wpuściłem go do salonu.
     -Chcesz coś do picia?
     -Leon błagam cię, przestań, bo kurwicy dostanę – jęknął siadając na fotelu - Najpierw wyskakujesz z pytaniem z kosmosu, bez żadnego wyjaśnienia rozłączasz się, a potem udajesz zajętego jak gdyby nigdy nic-
     -Chwila, najpierw picie - przerwałem mu bezlitośnie.
     Zrobiłem herbatę. Przeciągałem ile mogłem, w sumie nie wiem po co. I tak musiałem usiąść naprzeciwko niego i wyjaśnić, należało mu się to.
     -Artura nie ma?
     Nieumyślnie trafił w sedno.
     -Nie.
     -A gdzie jest?
     Mnie też to zastanawia.
     -Nie wiem.
     -Aha – uniósł tylko brwi w zdziwieniu, ale nie skomentował. Jego nieobecność pewnie była mu na rękę –No to gadaj.
     Musiałem to w końcu powiedzieć, ale się cholernie bałem. Myśleć, a powiedzieć na głos, to zupełnie różne rzeczy.
     -Nie ma – szepnąłem.
     -Co?
     -Artura... nie ma.
     -Tak, przed chwilą to powiedziałem – Tomek skrzyżował ręce na piersi.
     -NIE ma go – siła z jaką to wymówiłem, sprawiła, że zmarszczył brwi i przyjrzał mi się uważnie.
     -Masz na myśli-
     -Zniknął – powiedziałem spokojnie - Zniknął, rozumiesz? Żadnej jebanej kartki, wiadomości na poczcie, nic! Wstał, stwierdził „jebać to”, zabrał swoje rzeczy, i się wyniósł tak po prostu, jakby nic go tutaj nie trzymało! O do chuja, nie! - z każdym kolejnym słowem, byłem coraz bardziej zdenerwowany - On naprawdę się stąd wyniósł. Na początku myślałem że to jakiś wyjazd służbowy o którym zapomniałem, ale w takim razie po co mu wszystkie rzeczy? Pytam się kurwa, po co?! - zauważyłem, że wstałem – Bo będzie zimno i lepiej założyć na siebie całą garderobę, niż marznąć? Co ja pierdolę. Zostawił mnie.
     Końcówka monologu przeszła w szept. Tomek patrzył na mnie zszokowany. Też bym się dziwił, zwykle nie używam tylu wulgaryzmów naraz.
     -Leon...
     -Dlaczego? – to pytanie tak naprawdę nie było skierowane do niego.
     -Jesteś pewny?
     Chciałem krzyczeć, rzucić kubkiem o ścianę i płakać, ale mi to nie wychodziło. Stałem jak ostatnia sierota, gapiąc się przed siebie. Coś mnie zaczęło dusić, nie pozwalając się już odezwać, zamykając emocje i reakcje w paczce z napisem: „Grenlandia. Zwrot na koszt nadawcy”. Obym szybko nie musiał za nią płacić.
     -Leo – Tomek do mnie podszedł. Mówił coś jeszcze, ale nie słuchałem. Poczułem tylko, jak mnie obejmuje i głaszcze po plecach. Zamknąłem oczy, wyłączyłem się ze świata.

18 komentarzy:

  1. Fajne opowiadanie, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię historie obyczajowe i zagadnienia dotyczące przyjmowania własnej odmienności, związanych z tym relacji rodzinnych etc., więc przeczytałam pięć rozdziałów Twojego opowiadania, ciekawa, co znajdę. No i mam parę uwag. Z tych uwag wyszło parę stron Worda, więc teraz pobawię się w kopiuj-wklej do kolejnych komentarzy.

    Sam pomysł wygląda ciekawie: zderzenie dwóch bohaterów, jednego w pełni ze sobą pogodzonego i wyoutowanego oraz drugiego, nadal siedzącego w szafie i uciekającego się do tych wyjątkowo paskudnych (zarówno dla niego, jak i dla jego bliskich) „barw ochronnych” – deklarowany heteroseksualizm, oficjalna dziewczyna, swoiste podwójne życie, tu prawdziwe, tam „dla rodziny” – tak, to jest dobry materiał wyjściowy do pokazania współczesnych problemów ludzi nieheteronormatywnych i tych różnych spraw, z którymi trzeba się jakoś zmierzyć. Dla mnie dużym plusem jest osadzenie historii w polskich klimatach – bardzo to cenię.

    Problemy zaczynają się na poziomie realizacji pomysłu. Zacznijmy od głównego bohatera – jego praca zawodowa to jedna wielka bzdura, niestety, taka „opkobzdura”, zgodnie z którą główny bohater zdobywa dobrą pracę tak przypadkiem, bez wysiłku i bez sprawdzenia kompetencji. Przejechałaś się tu, niestety, na kompletnej nieznajomości realiów pracy w teatrze. Po pierwsze, obecnie mało który teatr (jeśli w ogóle jakiś) ma coś takiego jak etatowy scenograf. Scenograf i kompozytor to te osoby, które z reguły każdy reżyser sam sobie wybiera. To działa tak: reżyser ma pomysł na spektakl, więc szuka scenografa, z którym chciałby współpracować, z którym wspólnie obmyśli koncepcję scenografii, z którym już kiedyś pracował albo którego projekty mu się podobają. Reżyserzy wędrują po teatrach i robią spektakle w różnych miejscach; podobnie scenografowie wędrują po teatrach, współpracując z różnymi reżyserami. Niektórzy reżyserzy mają swoich stałych, ukochanych scenografów (jednego lub kilku), niektórzy szukają według klucza „taka sztuka, taki pomysł, kto ma styl / pomysły pasujące tutaj, kto ostatnio zrobił gdzieś scenografię, która mnie zachwyciła”, niektórzy jeszcze inaczej. To nie jest tak, że przyjeżdżają do teatru, a dyrektor mówi: mamy tu na etacie takiego scenografa, więc on panu musi zrobić scenografię. W związku z tym przypisanie Leona do jednego teatru odpada.
    (Zwłaszcza że przeciętny teatr ma kilka premier w sezonie, praca scenografa nie działa tu na zasadzie „od 8 do 16 pięć dni w tygodniu”; gdy spektakl jest gotowy i nadchodzi premiera, scenograf kończy robotę, a między premierą spektaklu A a rozpoczęciem prac nad spektaklem B też mija trochę czasu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po drugie, sama scena zatrudnienia Leona wyje w kosmos swoim nieprawdopodobieństwem. Tworzenie scenografii to nie jest odbieranie telefonów w call center czy przybijanie pieczątek na poczcie – choć jestem trochę niesprawiedliwa w tym porównaniu: call center i poczta też wymagają jakiegoś przygotowania, przeszkolenia do danej pracy. Ale chodzi mi o to, że to absolutnie nie jest praca mechaniczna czy taka do jednorazowego wyuczenia się, więc przyjęcie scenografa nie odbędzie się na zasadzie „a bo znajoma mówiła, że miły z pana facet, to niech będzie”. Równie bzdurne jest tłumaczenie „bo za dużo roboty, nie chce nam się zbytnio męczyć z szukaniem odpowiedniej osoby”. Halo, to ma być scenograf, scenografia to jeden z ważnych elementów spektaklu, potrafi rozwalić dobry pomysł na inscenizację albo dodać zalet kiepskiemu pomysłowi, nawet bardzo średnio rozgarnięty dyrektor weźmie to pod uwagę! Szczególnie zwróci na to uwagę dyrektor artystyczny – nawet jeśli ktoś jest jednocześnie dyrektorem artystycznym i głównym.
      Weź do ręki repertuar dowolnego teatru, spójrz na opisy spektakli i sama zobacz: różni reżyserzy, różni scenografowie, różni kompozytorzy. Powiedzmy, że w danym sezonie masz pięć premier – niemal każda z nich to inny zestaw ludzi (również aktorów – ci zwykle pracują na etacie, ale nie grają zawsze wszyscy razem w każdym spektaklu).

      Nie ma również sensu tłumaczenie Leona „skończyłem scenografię, ale nie mogę znaleźć pracy w zawodzie”. To nie jest tak, że na absolwentów czekają „stanowiska scenografów”. Ktoś, kto skończył akademię teatralną na kierunku scenograficznym albo jakąś akademię sztuk pięknych nie szuka ofert „etat scenografa” – na wszystkie strony szuka możliwości nawiązania współpracy z jakimiś reżyserami, i tymi uznanymi (prestiż, możliwość nawiązania wartościowych znajomości), i z tymi młodymi (większe szanse przebicia na początku, bo młodzi, dopiero wyrabiający sobie nazwisko reżyserzy nieraz chętnie podejmują współpracę z równie młodymi, zaczynającymi scenografami i kompozytorami). Szuka, wysyła, proponują, współpracuje. A jeśli czeka z założonymi rękami, bo praca sama nie przyszła, to zwyczajnie nie ma żadnego dorobku, który mógłby pokazać. Bo co ma Leon, skoro „nie znalazł pracy w zawodzie i wobec tego niańczy dziecko”? Jakieś projekty, dorobek w postaci paru epizodów współpracy, scenografię zrobioną dla teatrów amatorskich, nieinstytucjonalnych, jakichś scen alternatywnych, cokolwiek? W tekście tego nie widać, poza wspomnieniem o jednorazowej współpracy – ale to właśnie tu cała robota powinna się zacząć.
      W tekście Leon przychodzi do teatru, bo spotkał dyrektora u znajomej, i dostaje pracę, bo teatrowi nie chce się szukać. Dyrektor zobaczył obcego człowieka i tak sobie z miejsca postanowił go zatrudnić? Pal diabli kompetencje – w końcu Świętosław nie wie, czy Leon potrafi choćby zrobić prostą scenografię na jasełka dla dzieci – zatrudni, bo znajoma prosiła? No nie, mowy nie ma.
      Jedyne, co ma sens w scenie rozmowy o pracę, to zdumienie Leona. Cała reszta, niestety, jest bzdurą. „Za dużo roboty” to kpina, na tej zasadzie ten teatr nie przeżyje jednego sezonu. I jakiej to niby ocenie ufa Renata, skoro Świętosław nawet przez minutę nie porozmawiał z Leonem, by sprawdzić, czy ten choćby odróżnia podstawowe kolory?

      W ogóle mam pytanie: co studiowali Leon i Artur? Leon jest scenografem – a Artur pracuje w podstawówce? A odpowiedni kurs pedagogiczny do pracy z dziećmi na poziomie szkolnym jest? Trzeba by jakoś o tym wspomnieć, bo to są dość odmienne kompetencje i wymagają odbycia odpowiednich studiów lub studium.
      Przy okazji jeszcze: jako scenograf Leon raczej nie będzie siedział na tyłku w jednym miejscu. Będzie jeździł. Spektakl w tym mieście, w tamtym mieście, współpraca tu, dobijanie się o możliwość współpracy tam.

      Usuń
    2. Chyba że – teraz mi to przyszło do głowy – ten teatr Świętosława nie jest państwowy, a prywatny i Świętosław jest jednocześnie reżyserem, jedynym, w swoim teatrze (to by było jakieś wytłumaczenie innej rzeczy, która chwilowo nie ma sensu: dlaczego projekty scenografii Leon konsultuje z dyrektorem i poprawia na polecenie dyrektora, a nie reżysera. Dyrektor co najwyżej może marudzić, że za drogie projekty albo że Biuro Obsługi Widza krzyczy: „Ta scenografia odstraszy widza i spektakl się nie sprzeda!”. Ale reszta to już broszka reżysera). Jeśli jednak tak wyglądałaby formuła teatru Świętosława, to trzeba by to odpowiednio zaznaczyć. Aha, i to dalej nie usuwa bzdury związanej z zatrudnieniem Leona – dyrektor, jak i reżyser, nadal będzie chciał najpierw sprawdzić, czy potencjalny scenograf w ogóle zna się na rzeczy.

      Realizm pod tym względem naprawdę wymaga pracy, i to nawet nie dopracowania, a przepracowania. Jesteś, jak mi się wydaje, na samym początku historii, więc wprowadzenie odpowiednich zmian powinno być jeszcze w miarę bezbolesne. Radziłabym te zmiany wprowadzić i porządnie poprawić tę część historii, bo w obecnej formie wygląda po prostu bezsensownie, nie sposób uwierzyć, że ma się do czynienia z poważną opowieścią.

      Dam Ci taką radę – popytaj o realia dotyczące danej pracy kogoś, kto w tym siedzi. To naprawdę najlepsze rozwiązanie, gdy nie ma się możliwości bezpośredniej obserwacji. Jeden z moich bohaterów jest tłumaczem, więc zapytałam kiedyś koleżankę, która pracuje jako tłumacz, o realia tego zawodu. I całe szczęście, bo kilka gotowych już fragmentów musiałam napisać od nowa, w ogóle poprzerabiać kawałki dotyczące bohaterowych tłumaczeń, bo okazało się, że powymyślałam bzdury, które nijak się miały do faktów. Masz gdzieś pod ręką teatr? A umów się nawet z kimś z działu edukacji (zwykle takie są) na spotkanie i popytaj. Dowiesz się masy ciekawych rzeczy, które tylko wzbogacą tekst. Albo poszukaj portali teatralnych (E-teatr, dział „Teatr” w Dwutygodniku.com, Teatralny.pl, Teatralia, Dziennik Teatralny, Teatr dla Was – wszystkie w Internecie, łatwo dostępne) i przejrzyj rozmowy z reżyserami, scenografami, aktorami.
      Jednym słowem – research! Jest obowiązkowy, tym bardziej, im bardziej piszesz o czymś, czego nie znasz z własnego doświadczenia.

      Bardzo mi brakuje w tekście opisów. Są dialogi – sensowne i mające treść, rzeczywiście można się czegoś o bohaterach dowiedzieć, rozmawiają i po to, by wymienić informacje, i po to, by podtrzymać kontakt, i po to, by jakoś tworzyć relacje, to dobrze. Natomiast poza dialogami można znaleźć głównie spis czynności, z serii „wziąłem, poszedłem, wypiłem”. Brakuje budowania opisem przestrzeni – pomieszczeń, miejsc, nawet ludzi. W zasadzie nie wiadomo, jak kto wygląda, tym bardziej nie wiadomo, jak wygląda jego otoczenie. Wysłałaś dwóch bohaterów na krótki urlop, zwiedzają miejsca, w których Leon nigdy nie był – ale te miejsca w ogóle w tekście nie istnieją. O świątyni, którą oglądają, piszesz tylko, że taka „podróba orientu”. Ale czytelnik musi wierzyć na słowo, bo nie ma szans zobaczyć tej świątyni oczami Leona, tak jak nie ma szans zobaczyć Karpacza, Jeleniej Góry albo nawet hotelowego pokoju. Leon może być w jakimś polskim mieście, ale równie dobrze mógłby być w Texasie, na pustyni czy na Księżycu, bo i tak tego nie czuć. Jeśli nie chcesz lub nie umiesz pokazać przestrzeni za pomocą opisu, to pokaż za pomocą dialogów – niech bohaterowie skomentują kilka elementów choćby tej świątyni, niech ją obejrzą poprzez rozmowę, a ja jako czytelnik już coś zobaczę. Niech Leon powie: „O, jaka podróba, ten plastikowy posąg Buddy, zobacz, jak go pomazali farbą (tu coś technicznego, Leon jako scenograf powinien całkiem łatwo rozpoznać i ocenić materiały, z których coś wykonano)”. Niech Artur i Asia jakoś zareagują, porównają, zgodzą się lub nie – i już masz pokazany kawałek przestrzeni.

      Usuń
    3. Jeszcze wracając do Leona jako scenografa – z racji swojego wykształcenia / zawodu on chyba szczególnie powinien być czuły na estetyczne walory (lub ich braki) w przestrzeni. Ba, on jako scenograf w tej przestrzeni mógłby szukać ciągle jakichś elementów inspirujących! I choćby z tego punktu mógłby nam, czytelnikom, tę przestrzeń pokazywać.

      Podoba mi się pomysł na rozpoczęcie tekstu – rozmowa z przyjacielem jako wprowadzenie do historii Leona i zarysowanie relacji z Arturem. Przemieszanie dialogów z elementami retrospekcji też daje ciekawy efekt. Byłoby jeszcze lepiej, gdybyś nie rozbiła tej rozmowy na dwa rozdziały – jako jeden dłuższy rozdział miałoby to więcej sensu, było klarowniejsze i bardziej spójne. Warto myśleć o rozdziale jako o zamkniętej jednostce, w której powinno się wydarzyć coś konkretnego i która powinna się kończyć w sposób przemyślany, znaczący – tak, by z jednej strony zamykała opowiadaną w sobie historię (lub jej część), a z drugiej by swoim zakończeniem otwierała pytania o dalsze wydarzenia (co nie oznacza, że musi się kończyć na przykład tym, że bohater się odwrócił i krzyknął, a my do kolejnego rozdziału zastanawiamy się, kogo zobaczył). W tej chwili podzielenie rozmowy na dwa rozdziały wygląda trochę sztucznie.

      Cieszę się, że wokół głównych bohaterów pojawiają się inni ludzie – szczególnie kobiety. Dzięki temu świat nie wydaje się ograniczać tylko do nich dwóch. Mam nadzieję, że w którymś momencie pokażesz wyraźniej tę dziewczynę, z którą niby to związał się Artur. Jestem ciekawa, czy Milena świadomie przyjmuje taką rolę, by pomóc koledze / przyjacielowi, czy została przez niego oszukana i sama myśli, że tworzą parę, choć dla niego stanowi tylko narzędzie. Bez względu na to, która wersja jest prawdziwa, określenie Mileny „kurwą” jest ze strony Leona niesprawiedliwa, bo jeśli ma mieć do kogoś pretensje, to tylko do Artura; z drugiej strony na poziomie emocjonalnym można tę uwagę zrozumieć, ale warto by wprowadzić potem jakiś sygnał, który zasugerowałby ową niesprawiedliwość i wysoce subiektywne spojrzenie Leona.
      (Przyznam szczerze: jestem wyczulona na te kliszowe zagrania fabularne, w których postać kobieca jest tą złą, przeszkadzającą postaciom męskich w szczęśliwym wspólnym życiu, więc na wszelki wypadek sygnalizuję, że coś mi zgrzyta).
      A, co do Elżbiety – to, że codziennie po pracy spotykała się z kimś na seks, wcale nie musi świadczyć o seksoholizmie. Może mieć bardzo duży apetyt na seks, może lubić niezobowiązujące, liczne znajomości, ale to się nie równa od razu seksoholizmowi. Zastanawiam się teraz, czy gdyby Elżbieta była facetem, Leon też by ją (jego) tak określił, czy stwierdziłby „taki miastowy Casanova”? Jednym słowem: czy Leon stosuje stereotypowe zasady podwójnej moralności, czy może czyjeś odmienne od jego własnego życie seksualne jest dla niego nie do przyjęcia, czy jeszcze coś innego?

      Usuń
    4. Mam mieszane uczucia co do zachowania Leona w czwartym rozdziale: z jednej strony można zrozumieć, że źle się czuje „w ukryciu” i chce, żeby wreszcie Artur przestał prowadzić takie podwójne życie, chce być oficjalnie i wprost z nim; z drugiej – moment na naciskanie wybrał sobie dość kiepski, bo jednak należałoby wziąć pod uwagę żałobę i fakt, że w obliczu śmierci bliskich pewne rzeczy ulegają zawieszeniu.
      Muszę podkreślić: podoba mi się to, że Leon wywołuje takie mieszane uczucia. To jak najbardziej ludzkie i realistyczne, fakt, że jego zachowanie jest z jednej strony zrozumiałe, z drugiej budzi opór. Ludzie się na co dzień często tak zderzają swoimi zachowaniami i oczekiwaniami; a scena z czwartego rozdziału coś też mówi o samym Leonie, i to niekoniecznie coś pozytywnego (o Arturze zresztą też).

      Za to scena seksu mi się nie podobała – była taka... instruktażowa. Zdjął, wziął, wsadził, wyjął, uniósł. Szybko, krótko i po wierzchu – tak to odebrałam, zabrakło emocji. Spróbuj pokazać elementy erotyczne przez pryzmaty emocji, bo pokazywane tylko lub głównie poprzez czynności robią się dosyć nijakie, w każdym razie w takim ujęciu.

      To Arturowe zniknięcie bez słowa wygląda intrygująco – jestem ciekawa, co wyciągniesz z całej tej sytuacji i jak przedstawisz dalszą historię.

      Z kwestii technicznych: trochę szwankuje Ci interpunkcja (niestety, nie mam wypisanych przykładów, więc tylko zasygnalizuję, żebyś zwróciła uwagę na imiesłowy przysłówkowe, czyli te kończące się na –ąc i –łszy/-wszy, to się zawsze oddziela przecinkiem; zwróć też uwagę na swoje zdania wielokrotnie złożone, bo tam przecinki zaczynają robić rewolucje). Co do dialogów, dwie ważne sprawy. Po pierwsze, dialogów nie zaznacza się łącznikiem, czyli tą najkrótszą kreską, lecz półpauzą lub pauzą.
      Czyli nie:
      - Jesteś kochany - powiedział Leon.
      Tylko:
      – Jesteś kochany – powiedział Leon.
      Niestety nie pamiętam konfiguracji klawiszy do zrobienia pauzy, ale półpauza też wystarczy, a ją Word robi automatycznie.
      Po drugie, w dialogach zaimków osobowych i w ogóle zwrotów grzecznościowych nie zapisuje się wielką literą, tylko małą. Kiedy więc Leon rozmawia z ludźmi w teatrze, te pisane wielką literą „Ci” i „Pan” nie mają racji bytu. Zauważyłam, że nie wszędzie tak robisz, więc nie wiem, czy to niedbałość, czy wydaje Ci się, że w retrospekcji jest to uzasadnione – tak czy inaczej, wymaga to poprawy.

      Usuń
    5. A, jeszcze jedno: przydałoby się mocniejsze pokazanie życia, zainteresowań, charakteru bohaterów poza ich byciem w relacji (to chyba szczególnie dotyczy Leona). Wiesz, te wszystkie rzeczy, sprawy, myśli, które sprawiają, że postać staje się wielowymiarowa i zaczyna przywiązywać do siebie czytelnika. Na razie mimo wszystko widać bohaterów tylko przez pryzmat ich bycia razem, a przecież poza tym mają w życiu jeszcze coś do roboty. Ot, choćby Leon – pracę w teatrze. Ale tego jakoś wcale nie czuć, co najwyżej marudzi, że Świętosław chce poprawek w projekcie scenografii (a to zaskoczenie). Czyli – niech oni żyją na różne strony, niech zajmują się nawet błahostkami, by dzięki temu dało się ich zobaczyć z różnych stron. Wtedy będą pełnokrwiści, a nie papierowi.

      Podsumowując: ta historia ma pewien potencjał dzięki tematom, które, jak sygnalizujesz, chcesz podjąć i które zaczynasz powoli poruszać. Styl jest przyzwoity – co oznacza, że przy czytaniu nie ma zgrzytów i powodów do marudzenia, ale też nie ma powodów do zachwytu, tekst po prostu jest i nie zwraca na siebie uwagi (ani negatywnej, ani pozytywnej) sposobem, w jaki został napisany. Podejrzewam, że nad wypracowaniem sobie własnego, charakterystycznego stylu po prostu jeszcze pracujesz. Ale swoim sposobem pisania nie blokujesz możliwości jasnego odbioru, a to już jest plus.
      Mam nadzieję, że moje uwagi Ci się przydadzą. I chętnie w przyszłości zobaczę, jak ta historia potoczy się dalej.

      Pozdrawiam

      Ome

      Usuń
    6. PS Zwracam honor co do półpauz i pauz - po swoich komentarzach widzę, że Twój blog zjada Wordowe ustawienia. Szkoda. Może to wina ustawionej czcionki albo szablonu - byłoby dobrze coś zmienić, żebyś mogła zadbać o poprawny zapis.

      Usuń
    7. Tak, to się nazywa konstruktywna krytyka. Widzę, że poświęciłaś na nią sporo czasu, za co dziękuję. Swoimi komentarzami uświadomiłaś mi, że historia jest mocno niedopracowana, ale wynika to z tego, że zawsze pisałam pod wpływem emocji. Pisanie to dla mnie coś w rodzaju odreagowywania, a w takich momentach skupiam się przeważnie na tym, żeby pozbyć się tego co mam w głowie. Nie wiem, czy zrozumiale to wytłumaczyłam. Oczywiście to mnie nie usprawiedliwia. Widzę teraz, że taką wersję opowiadania mogę zostawić tylko dla siebie, a jeśli chcę się nią podzielić, to muszę się w nią zagłębić i nie zostawiać niedopowiedzeń, które - dla mnie - niedopowiedzeniami nie są.

      1. Co do pracy Leona - prawda, nie mam pojęcia o scenografii, nie wiem co mnie podkusiło, żeby o niej pisać. Nie miałam zamiaru się na tym skupiać, bardziej chodziło o ogólne zarysowanie sytuacji. W pewnym momencie pomyślałam, żeby zmienić mu zawód, ale być może uda mi się przerobić to tak, żeby wyszło korzystnie dla historii.
      2. Świętosław miał być tylko lekkomyślny, a wyszło na to, że w realnym życiu mógłby doprowadzić do upadku teatru... No pięknie.
      3. Faktycznie nie wspomniałam co studiowali! Byłam przekonana, że to zrobiłam.
      4. Opisy miejsc - nie zwróciłam na to uwagi. Za to jeśli chodzi o brak opisu bohaterów, to jest to celowe. Czasem wspominam o jakichś charakterystycznych cechach wyglądu, zwłaszcza Leona, ale nie chciałam robić tego wszystkim postaciom. Chciałam to zostawić czytelnikowi. Nie lubię w opowiadaniach tego, kiedy postać jest już "narysowana" włączając każdy szczegół.
      5. Milena - najwidoczniej źle zapisałam myśl Leona. Nie chodziło mi o to, że uważa ją za "kurwę". Chciałam podkreślić jego wzburzenie na samą myśl o niej.
      6. Elżbieta - tak, Leon patrzy na nią krzywo, ocenia. Każdemu się czasem zdarza.
      7. Scena seksu - nie mam doświadczenia w ich pisaniu, być może w ogóle powinnam to pominąć.
      8. Interpunkcja to dla mnie problematyczna sprawa.

      Więc wychodzi na to, że powinnam posiedzieć nad historią. Trochę to potrwa, ale spróbuję. Cieszę się, że się odezwałaś i liczę, że jeszcze tu zajrzysz.

      Usuń
    8. Cieszę się, że tak odebrałaś moje uwagi :) Jasne, miło jest dostawać dobre komentarze, ale warto też czasem dostać komentarz, który w czymś pomoże.
      Rozumiem, o co Ci chodzi z tym odreagowywaniem i wyrzucaniem z siebie historii - to często wspaniale działa na piszącego. Ale rzeczywiście, dla czytającego trzeba już tę surową wersję obrobić, bo on ma dostać materiał będący połączeniem emocji i namysłu.

      Lećmy kolejno Twoimi punktami:
      1. Jeśli chcesz zostawić Leona w teatrze i chcesz, żeby był "miejscowy", to możesz go wrzucić do pracowni plastycznej/konstrukcyjnej. Tam wykształceniem byłoby mu bliżej (choć też niekoniecznie: pracownia wymaga zdolności krawieckich, malarskich, "majsterkowych". Musiałby je mieć). Ewentualnie możesz jakoś rozegrać jego współpracę z różnymi teatrami, w tym niezależnymi. W każdym razie to z pewnością wymaga dopracowania.
      2. No... tak. Świętosław zamordowałby teatr. Nawet teatralne kasjerki i szatniarki, zatrudniane na umowę czasową, muszą przynieść swoje CV i odbyć chociaż krótką rozmowę na temat czekających je zadań.
      3. Szukałam tej informacji, ale niestety nie namierzyłam. Będzie świetnie, gdy wspomnisz.
      4. Rozumiem, o co Ci chodzi z tymi opisami bohaterów; czytelnik jednak potrzebuje jakichkolwiek wskazówek, więc warto te wyglądowe wspominki w wykonaniu Leona wprowadzić, choćby bardzo szczątkowo, przy innych bohaterach.
      5. Wiesz, tak właśnie myślałam - że to jest niesprawiedliwe słowo, użyte niesprawiedliwie w odniesieniu do osoby, którą Leon niejako w zastępstwie (zamiast Artura) obarcza swoją złością. Zwróciłam na to uwagę głównie dlatego, że nierzadko widziałam kreowanie postaci kobiecych na "te złe, co to przeszkadzają facetom w radosnym seksie" i jestem wyczulona. Mam więc nadzieję, że w którymś momencie będę mogła w tekście spotkać Milenę na żywo i wtedy zobaczyć, że Leon patrzy na nią bardzo jednostronnie.
      6. Jasne, to też rozumiem i to ma sens - szufladkuje sobie ludzi, w tym Elżbietę. To jeden z elementów, przez które Leon zaczyna mi się nie podobać - jako człowiek, nie jako postać. Jako postać - dobrze, że ma wady.
      7. Sceny seksu są w ogóle diablo problematyczne, granica między wulgarnością, śmiesznością i medycznym nazewnictwem jest koszmarnie cienka, łatwo ją przekroczyć. Mam wrażenie, że erotyka to jeden z tych elementów, których pisania człowiek uczy się szczególnie długo - i musi popróbować różnych kombinacji, nim trafi na tę swoją. Więc próbuj. Ja po prostu sygnalizuję, że moim zdaniem jeszcze musisz poszukać.
      8. Jeśli chodzi o interpunkcję, to polecam stronę PWN: http://sjp.pwn.pl/zasady/Interpunkcja-polska;629734.html, ewentualnie "Słownik interpunkcyjny" Jerzego Podrackiego. Może też przydałaby Ci się beta? Zawsze to dodatkowe oko kontrolujące przecinki i resztę.

      Zgadzam się, powinnaś posiedzieć nad historią - myślę, że warto, że zapowiada się z niej coś ciekawego, nie jakieś banalne "było sobie dwóch panów i się kochali, i było im fajnie". Można tu rozgrzebać różne interesujące i wciąż (niestety) aktualne tematy.
      Jasne, jeszcze zajrzę i dam znać, jak dalsze wrażenia. Sama lubię (ba, uwielbiam) dostawać komentarze i wiem, jak są motywujące oraz jak smutno się robi, gdy pod postem posucha jak na Saharze ;)
      Ciekawa jestem, jak poprowadzisz to dalej. Dużo energii, czasu i chęci do pracy nad tekstem :)

      Usuń
  3. O rany pod koniec się poryczałam... Naprawdę świetnie piszesz, nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem ;) Dziękuję za komentarz. Rozdział, mam nadzieję, już niedługo.

      Usuń
    2. Taco, kiedy byś wstawiła następny rozdział?

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Systematyczność to podstawa. GDZIE NASTĘPNY?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wchodzę, bo dawno mnie nie było, a tu nic!
    Gdzie reszta ja się pytam?

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie, nie można tak kończyć i zostawiać!ja tu płacze i chce już przewinąć dalej bo jestem na telefonie a tu nic. Zlituj się, bo ja tu nie mogę się doczekać 😥😥

    OdpowiedzUsuń